Czy można współcześnie zaprojektować kościół, który będzie budził takie emocje jak katedra Notre Dame w Paryżu? Kilka tygodni temu, gdy świat zamarł przed ekranami telewizorów i smartfonów, obserwując płomienie trawiące dach gotyckiej świątyni, zasiadłam akurat do pisania recenzji książki Jakuba Turbasy Ukryte piękno. Architektura współczesnych kościołów. W prasie i mediach społecznościowych huczały słowa o europejskim dziedzictwie i kilkusetletniej historii, które w godzinę poszły z dymem (szczęśliwie nie w całości), a mi w głowie kołatało pytanie, które postawił sobie również autor: czy dziś da się zaprojektować coś równie ważnego?
Współczesna architektura sakralna, szczególnie ta polska, budzi często zrozumiałą grozę. Pokraczne budynki najczęściej nie zasługują na więcej niż facebookowe podśmiechujki (pozdrawiamy Kościoły, które udają kury i Biskup płakał, jak konsekrował), choć czasem spotykają się też z bardziej wyrozumiałym, badawczym spojrzeniem (jak w projekcie „Architektura VII Dnia”, który opowiada o świątyniach powstałych w okresie PRL-u jako przejawach społecznego protestu i budowlanej samoorganizacji, http://architektura7dnia.com). Turbasa stawia sobie inny cel. Wybiera i opisuje 18 przykładów znakomitej architektury sakralnej, głównie zagranicznej (z jednym tylko przykładem polskim – a szkoda), które mogą posłużyć za dowód, że jak się chce, to można.
Chcieć muszą przede wszystkim parafianie oraz zlecający budowy hierarchowie Kościoła i to chyba do nich przede wszystkim kierowana jest ta książka. Ja do końca nie czułam się jej adresatką, bo choć książki o architekturze czytam pasjami, to ta równie dobrze mogłaby trafić na księgarniane półki w dziale teologia. Autor – architekt, który na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej przygotowuje właśnie pracę doktorską poświęconą współczesnej architekturze sakralnej – na co dzień publikuje artykuły na jej temat w prasie katolickiej. Podobny profil ma seria Biblioteka „Więzi”, w której ukazała się książka – więc się nie czepiam, po prostu jestem poza grupą docelową.
Pod kątem architektonicznym opisy są zresztą poprawne, okraszone cytatami z Juhaniego Pallasmy czy Steena Eilera Rasmussena, wyśmienitych autorów promujących odczytywanie architektury poprzez ciało i zmysły. Brakuje tylko czasem szerszego kontekstu historyczno-architektonicznego (taka okazja, żeby przybliżyć polskim czytelnikom, czym była włoska i szwajcarska Tendenza!), rzutów, które wspomogłyby wyobraźnię czytelnika, czy dat – ponad 50-letnia historia architektury (bo sięgająca od wczesnego projektu Oscara Niemeyera po dzieło Petera Zumthora) jest tu opisywana za pomocą zdawkowych „niedawno”, „w połowie XX wieku” czy „na przełomie stuleci”. Autor za to obficie korzysta z Biblii czy pism kardynała Ratzingera, czytając architekturę kościołów kodem ich głównych użytkowników. Czasem wpada przy tym w zbytnią emfazę, pisząc na przykład: „Proces powstawania formy ma tu charakter symboliczny. Niczym ewangelickie ziarno pszenicy (J 12,24) musiała najpierw obumrzeć, by wydany został plon w postaci nowego miejsca modlitwy”. Jeśli jednak takie argumenty trafią skuteczniej do uszu tych, którzy decydują o kształcie przyszłych kościołów – nie mam nic przeciwko.
Podczas lektury zastanawiało mnie tylko jedno: czy architekt projektujący kościoły musi koniecznie być chrześcijaninem? Czytając, można odnieść takie wrażenie, bo choć cytowany przez autora John Pawson, projektant klasztoru w czeskim Nowym Dworze, przyznaje: „Pierwszy raz zdarzyło mi się towarzyszyć inwestorom modlącym się przed prezentacją projektu”, to sama wiara projektantów i ich szeroka znajomość nauki Kościoła (na co wskazują rozbudowane teologiczne interpretacje) wydaje się brana za oczywistość. Widać to zwłaszcza w rozdziale poświęconym kościołowi milenijnemu wybudowanemu w Rzymie według projektu Richarda Meiera, w którym autor podkreśla, że: „niepokój wśród części kościelnych środowisk musiała wzbudzić wiadomość, że projektantem tej rzymskokatolickiej świątyni będzie […] architekt żydowskiego pochodzenia” i że „co najmniej czterech z projektantów zaproszonych przez rzymski wikariat [do udziału w konkursie – przyp. AK] nie było chrześcijanami”. Warto więc przypomnieć, że wyraźnie lubiany przez Turbasę Mario Botta poza kościołami katolickimi zaprojektował również synagogę i meczet (pierwszą w 1996 r. w Tel Awiwie, drugi w 2017 r. w chińskim Yinchuanie). Może więc w architekturze istnieją bardziej uniwersalne i niezwiązane z konkretnym wyznaniem sposoby budowania przestrzeni sakralnych? To byłby bardzo dobry temat na kolejną książkę.