Nieustanne tkanie świata
Przemyślenia

Nieustanne tkanie świata

Aleksandra Kędziorek
Czyta się 4 minuty

„Monsieur Le Corbusier, nadal pada w naszym garażu” – skarżyła się pani Savoye architektowi, który projektem jej willi zapisał się w historii architektury, ale do naprawy przeciekającego dachu nie miał już cierpliwości. Z podobnego powodu słynny Dom nad Wodospadem projektu Franka Lloyda Wrighta (nazywany „Fallingwater”, dosłownie: spadająca woda) szybko zyskał wśród lokatorów przydomek „Rising Mildew” (rosnąca pleśń). Historia architektury traci zwykle zainteresowanie budynkami zaraz po przekazaniu kluczy ich lokatorom. Tymczasem Tim Ingold w książce Splatać otwarty świat, wydanej niedawno przez krakowską fundację Instytut Architektury, przekonuje, że „budowanie jest […] procesem, który dzieje się cały czas, tak długo, jak długo ludzie zamieszkują w jakimś środowisku. Nie zaczyna się stąd, według przygotowanego wcześniej planu, i nie kończy tam, na gotowym wytworze. »Forma końcowa« to tylko ulotna chwila […]”. Życie budynków trwa znacznie dłużej i obejmuje ich zmagania ze zmienną pogodą, postępujące zużycie czy powolne popadanie w ruinę.

Ingold, szkocki antropolog, którego badania stały się jednym z kluczowych punktów odniesienia dla architektów i projektantów zainteresowanych relacjami człowieka ze środowiskiem, przyznaje, że o wiele łatwiej byłoby nam zrozumieć i opisać świat, gdyby choć na chwilę zastygł w bezruchu. I choć we własnej wyobraźni próbujemy go unieruchomić, narzucając mu różne granice – linie na mapie, ściany mieszkania, kształty przedmiotów – to ten wymyka się nam, trwając w procesie nieustannych, wielokierunkowych przemian. Wytyczone granice przesuwają się, tynk na ścianach kruszy, przedmioty łamią i odkształcają, a domom zaczynają przeciekać dachy. Ingold przekonuje, że zamiast projektować na świat własne wyobrażenia, lepiej spróbować znaleźć adekwatny sposób opisu jego dynamicznej struktury.

W pięciu znakomitych esejach z lat 2007–2013, wybranych do tej publikacji przez Ewę Klekot, autor postuluje porzucenie utrwalonego schematu myślenia, wedle którego „życie rozgrywa się na powierzchni świata, który już został umeblowany i wyposażony w przedmioty”. Literatura przyzwyczaiła nas do myślenia o świecie jako wypełnionej scenografią teatralnej scenie, na której nagle pojawimy się, gotowi do występów. Ingold zwraca uwagę, że myśląc o sobie w ten sposób, sytuujemy się mentalnie poza światem – tymczasem żyjemy w ziemi, a nie na niej. Nie spadamy nagle znikąd na jej powierzchnię, lecz dojrzewamy, funkcjonujemy i myślimy, będąc częścią tego świata i podlegając jego zmiennym uwarunkowaniom na równi z innymi istotami.

W swoim gęstym i angażującym wywodzie Ingold proponuje nowe spojrzenie. Odchodzi od utartych w myśli zachodniej i jego zdaniem sztucznych podziałów tego, co nas otacza, na naturę i kulturę, materię i formę, ciało i umysł czy nauki przyrodnicze i humanistyczne.

Zamiast tego, nawiązując do fenomenologicznych poszukiwań Martina Heideggera czy Maurice’a Merlau-Ponty’ego, proponuje spojrzeć na świat z perspektywy jego zamieszkiwania, a na znajdujące się w nim istoty i rzeczy jako na wiązki nieustannie splatających się i rozplatających linii.

Zamiast zamykać świat w konturach przedmiotów, mówi więc o nim jako o nieustannie tkanej, dynamicznej siatce. Każdy zamieszkujący ziemię organizm i każda rzecz są „brzęczącym aktywnością ulem”, wiązką linii, które pozostają w ciągłym ruchu, nieustannie podążają w swoich kierunkach, wchodzą we wzajemne relacje, splatają się, rozplatają, zanurzają „w przepływach medium – w promieniach słońca, strugach deszczu, porywach wiatru”. Takimi liniami na poziomie materialnym mogą być budujące ciało człowieka tkanki czy materiały, z których powstają przedmioty – w procesie kształtowania zmieniamy ich formę czy właściwości, ale nie przerywamy ich indywidualnych historii. Każda z linii tworzy bowiem własną biografię, ale jednocześnie pozostaje nierozerwalnie spleciona ze światem.

Tak samo jest z domami. „Budowle są częścią świata – tłumaczy Ingold – a świat nie zatrzymuje się w bezruchu, lecz bez ustanku podąża niezliczonymi ścieżkami wzrostu, rozpadu i regeneracji, niezależnie od najbardziej zorganizowanych ludzkich wysiłków, by go przyszpilić i unieruchomić lub nadać mu jakiś trwały i sformalizowany kształt”. Domy są żywymi organizmami, w których rurach nieustannie płynie woda, dachy przeciwstawiają się promieniom słońca i strugom deszczu, drewniane ściany stają się pożywką dla kornika, a kąty – doskonałym siedliskiem dla pająków. Możemy więc dalej przyglądać się projektom i fotografiom zamieszczanym w książkach do historii architektury i podziwiać budynki jako skończone dzieła architektów – lub wsłuchać się w ich prawdziwe, tkane latami historie, które mają nam o wiele więcej do powiedzenia.

 

Czytaj również:

Stulecie Bauhausu. Biurko na wygnaniu
Doznania

Stulecie Bauhausu. Biurko na wygnaniu

Aleksandra Kędziorek

Gdyby sytuacja polityczna zmusiła Was do kilkakrotnej zmiany adresu najpierw
w ramach kraju, kontynentu, a później świata, co zabralibyście ze sobą w drogę? Ciężkie biurko z wiśniowego drewna, z którym przemieszczał się słynny architekt i dyrektor szkoły projektowania Bauhaus Walter Gropius, nie byłoby pewnie pierwszym wyborem.

Swój tekst o biurku na wygnaniu czyta autorka Aleksandra Kędziorek.

Czytaj dalej