Kozy chodzą tam, gdzie chcą
Przemyślenia

Kozy chodzą tam, gdzie chcą

Jakub Popielecki
Czyta się 3 minuty

Pierwsze ujęcie: wnętrze pełnego turystów autobusu. Wycieczkowicze zaraz wysiądą z autokaru razem ze swoimi aparatami i oczekiwaniami, by chłonąć prawdę o Afryce, jaką Afryka zechce im sprzedać. W tle słychać Vivaldiego. Bardziej biało i europejsko być nie może. Nie ma co ukrywać: z fotela kinowego w średnim europejskim kraju patrzy się na Afrykę niczym z zza okna turystycznego autobusu, niczym na tajemniczą krainę utkaną ze stereotypów i mitów. Reżyserka  Rungano Nyoni, urodzona w Zambii i wychowana w Walii, bierze to jednak za dobrą monetę i – w służbie prawdy – opowiada nam baśń.

Jak na baśń przystało, mamy zatem małą dziewczynkę oraz czary. 9-latka, bezdomna i bezimienna, oskarżona o uprawianie magii, zostaje wysłana do obozu dla czarownic. Tam nazywa się Shulą, czyli „Wykorzenioną”, i stawia przed wyborem: może zostać kozą albo czarownicą. Wybiera to drugie i dołącza do grupy kobiet, które spędzają życie w zamknięciu, uwiązane białymi tasiemkami do gigantycznych kołowrotków, żeby „nie mogły latać”. Służą one za tanią siłę roboczą. Na co dzień pracują w polu, a od czasu do czasu wystawia się je na widok turystów, niczym w ZOO, albo wozi po okolicy, by przy użyciu swoich „mocy” rozwiązywały rozmaite problemy. „Kolego, to własność państwowa”, mówi o „wiedźmach” zarządzający ich egzystencją przedsiębiorca. Ciekawostka: czary budzą strach, póki nie zaprzęgnie się ich w machinę biznesu i prawa.

Shula pojawia się więc w telewizji sprzedając „zniesione przez siebie” jajka albo rozstrzyga w procesie o kradzież. Przyjmuje pozę autorytetu, radzi i sądzi, ale w rzeczywistości jest marionetką, popychadłem i trybikiem chałupniczego showbiznesu. Reżyserka pokazuje dramat bohaterki, ale zarazem wydobywa groteskowość jej położenia i afrykańskiego krajobrazu w ogóle. Nyoni filmuje w stoickich, niby-dokumentalnych ujęciach, z kamienną twarzą obserwując, jak spod warstwy surowej rzeczywistości wypełzają absurdy, dysonanse. Kurz i bieda sąsiadują tu z powidokami Ameryki: dzwonkiem telefonu na melodię piosenki Old MacDonald Had a Farm albo turystkami strzelającymi sobie selfie z małą Shulą. W jednej ze scen obozowe czarownice przymierzają peruki Beyoncé, Kim Kardashian i Rihanny: nazwiska gwiazd poprzekręcane są na afrykańską modłę, a model wyzwolonej zachodniej pop-seksualności kontrastuje z opresyjną rzeczywistością Zambijek. 

Nyoni oczywiście przerysowuje obraz afrykańskich realiów, ale opowiada o prawdziwym problemie. Tu i tam w Afryce oskarżenie o czary wciąż funkcjonuje jako narzędzie wykluczenia i społecznej dominacji. To wygodny – i okrutny – sposób pozbycia się niechcianej matki czy uciążliwej sąsiadki. Nyoni dokumentuje ten terror, piętnuje afrykańskie patologie – ale zarazem wprowadza szerszy kontekst; baśniowy surrealizm jej filmu to nie tylko cepeliowski lukier. „Nie jestem czarownicą” można przecież czytać jako feministyczną przypowieść o procesie uspołeczniania – czytaj: kontrolowania – kobiet. Baśniowa figura „czarownicy” służy tu za symbol, metaforę płci, której męskocentryczna kultura przypisuje podrzędną i posłuszną rolę.

W znamiennej scenie żona zarządzającego Shulą biznesmena ujawnia dziewczynce, że sama kiedyś była czarownicą, ale „zyskała szacunek przez małżeństwo”. „Jak to osiągnęłam?”, pyta retorycznie i zaraz sama sobie odpowiada: „Robiłam wszystko, co mi kazano”. Oto przekaz, jaki ma dla wielu kobiet społeczeństwo, niekoniecznie afrykańskie, także to, niby-wyzwolone, zachodnie: słuchaj się. A najlepiej wyjdź za mąż, żeby móc słuchać się męża. Nic dziwnego, że Shula w końcu konstatuje ze smutkiem: „Żałuję, że nie zostałam kozą. Kozy mogą chodzić, gdzie chcą”.

Czytaj również:

Lekcje z krańców świata. Kino Wernera Herzoga
i
Werner Herzog na planie filmu „Inferno”; zdjęcie dzięki uprzejmości Netflix
Opowieści

Lekcje z krańców świata. Kino Wernera Herzoga

Mateusz Demski

Werner Herzog zawsze miał w sobie gotowość do odkrycia czegoś niezwykłego, ale świat wciąż pozostaje dla niego wielką tajemnicą.

Natura była jego pasją od najwcześniejszych lat.

Czytaj dalej