Powrót do strefy komfortu
Przemyślenia

Powrót do strefy komfortu

Magdalena Róża Skoczewska
Czyta się 3 minuty

Często jesteśmy zachęcani do wychodzenia ze swojej strefy komfortu. Ma to być krok, który pozwoli nam wejść na ścieżkę realizowania naszych marzeń i osiągnąć to, czego pragniemy, lub przynajmniej pozbyć się strachu przed tym, co de facto chcielibyśmy w życiu robić.

Ta koncepcja – w moim przekonaniu – jest sprzeczna z wieloma aspektami naszej psychologii. Po pierwsze, gest ten wiąże się z brakiem akceptacji dla tego, co jest teraz. Po wtóre, stanowi próbę przeniesienia się w przyszłość, bardziej lub mniej odległą (teraz „zaciśniesz zęby”, a później będzie lepiej). A przecież, w psychologii uważności, nie ma żadnego później, jest tylko chwila obecna. Dlaczego więc mielibyśmy się do czegokolwiek popychać?

Strefę komfortu opisuje się jako stan, w którym czujemy się dobrze, bezpiecznie, wygodnie („komfortowo”) i pewnie. Jedni twierdzą, że strefa komfortu to stan, w którym jesteśmy zrelaksowani i kreatywni, rozwijamy się. Inni zaś uważają, że to sytuacja stagnacji, przyzwyczajeń, w których tkwimy, np. ze strachu przed czymś nowym, przed zmianą. Już więc na poziomie definicji widzimy tu rozbieżności.

Ja powiedziałabym, że strefa komfortu jest przestrzenią zarówno psychiczną, jak i fizyczną, w której doświadczamy względnej spójności. Najczęściej też odczuwamy w związku z tym pewnego rodzaju spokój (nie należy mylić z uspokojeniem). I to razem daje nam poczucie bezpieczeństwa.

Jeśli spojrzymy na strefę komfortu w ten sposób, to uważam, że nie ma najmniejszego sensu z niej wychodzić, a wręcz przeciwnie – należy wracać do niej jak najczęściej. Bo przeciętny człowiek spędza większość swojego życia poza strefą komfortu, borykając się raczej z lękiem, niepewnością, zaniżonym poczuciem własnej wartości, obniżonym nastrojem i brakiem kreatywności. A ktoś, kto boi się zmiany w jakiejś dziedzinie, nie doświadcza komfortu, tylko strachu, paraliżu, bezsilności. Wieloletnie doświadczenie w pracy psychoterapeutycznej nauczyło mnie, że człowiek wciąż wybierający te same rozwiązania, które mu nie służą, nie robi tego dlatego, że czuje się w nich komfortowo, ale dlatego, że nie widzi innej możliwości. Wybieranie utartych szlaków i schematów to zatem mechanizm obronny. I my podświadomie wiemy o tym doskonale.

Zachęcanie do wyjścia poza strefę komfortu, w której wcale się nie znajdujemy, mija się z celem. Wpędza nas w kompleksy i poczucie bezsilności, stany depresyjne lub uzależnienia, bo jest elementem wiary w możliwość ciągłego wzrostu. To napędza gospodarkę, ale nas drenuje. I sprawia, że nigdy nie będziemy usatysfakcjonowani.

Czy to oznacza, że nie musimy dążyć do zmian, starać się, rozwijać? Odpowiedzią jest pytanie, które należy sobie zadawać: czy czujesz się naprawdę komfortowo ze sobą? Czy chcesz się zmieniać, starać, rozwijać? Zwykle chcemy. Ale jeśli czujesz, że możesz się zatrzymać i nie chcesz nic teraz robić, to proponuję podążać za tym pragnieniem. Nawet jeśli chcesz tylko usiąść i spokojnie oddychać. Sprawdź, co przyniesie twoje nicnierobienie.

Mieliście kiedyś uczucie, że jesteście dokładnie tam, gdzie powinniście być, dokładnie, w tym czasie i tych okolicznościach? Chociaż na krótką chwilę? Jeśli tak, to wiecie, co to znaczy naprawdę być w strefie komfortu.

Chcę tu podkreślić, żeby nie było nieporozumień, że zatrzymanie i akceptacja „tu i teraz” nie oznacza bierności. Jeśli doznajemy jakiejś krzywdy, mądrą i zdrową reakcją jest jej się sprzeciwić. W psychologii humanistycznej, psychologii głębi, której nurt tu reprezentuję, ważne jest to, co się wydarza, a nie to, co w swojej zarozumiałości i egotyczności byśmy chcieli, żeby się wydarzyło. To jeden z wielkich paradoksów życia, że akceptacja rzeczywistości przynosi lepsze dla nas efekty i zmiany niż pchanie się do przodu. Nie wybiegać w przeszłość ani w przyszłość, a pogłębiać doświadczenie danej chwili, reagować z miejsca bezpieczeństwa i pełni to jest bycie w strefie komfortu i należy wracać do niej jak najczęściej.

„Południe – Odpoczynek od pracy (wg Milleta)”, 1890 r., Vincent van Gogh, Musee d’Orsay

Czytaj również:

Sen bez śnienia
i
grafika: Karyna Piwowarska
Złap oddech

Sen bez śnienia

Lidia Pańków

Kiedy naprawdę zrobisz na to miejsce, możesz usłyszeć mowę swoich organów. Czasem ktoś załka. Albo ryknie. Czasem nie zdarzy się nic. I to też jest ok – mówi Kasia Klimczewska. Nauczycielka różnych ścieżek jogi z trzyletnim stażem opowiada o swoim doświadczeniu nidry.

Reklamuje się ją jako metodę uwalniania stresu, napięć, sposób na wejście w głębszy kontakt z doznaniami, które płyną z wnętrza, pozbawione skutków ubocznych antidotum na pęd i ciągły nadmiar. Nidra ma pomagać w radzeniu sobie z niepokojem, rozedrganiem, lękiem, leczyć bóle głowy, palpitacje serca i ucisk w klatce piersiowej. Techniki nidry używa się w terapiach weteranów dotkniętych PTSD czy osób leczących się z uzależnień. Instruktorzy mówią o podróży świadomości, treningu powściągania myśli i skanowania ciała. Nazywa się ją też po prostu alternatywą dla popołudniowej drzemki.

Czytaj dalej