W butach po starszych koleżankach
i
Irena Szewińska wygrywa bieg na 200 metrów, 1975 r. zdjęcie: Bert Verhoeff/Nationaal Archief
Przemyślenia

W butach po starszych koleżankach

Rozmowa z Anną Sulińską
Paulina Małochleb
Czyta się 17 minut

Z Anną Sulińską o polskich olimpijkach, równouprawnieniu w sporcie, warunkach życia na grupowaniach i systemie wartości polskich sportowczyń doby PRL rozmawia Paulina Małochleb

Paulina Małochleb: Czy w sporcie na poziomie olimpijskim nie ma równouprawnienia?

Anna Sulińska: W mojej ocenie jeszcze nie ma. To proces, który trwał przez lata, od pierwszej nowożytnej olimpiady, w której kobiety nie mogły w ogóle startować. Później przez lata walczyły o możliwość występowania na igrzyskach olimpijskich. Musiały przekonać mężczyzn, że kobiety też mogą się ścigać i nie stracą zdrowia, gdy będą na przykład biegać. W pewnym momencie ten ruch olimpijski kobiet stał się na tyle silny, że zaczęły być przyjmowane w zawodach i mogły startować w normalnych igrzyskach. MKOL dąży do równouprawnienia, ale wokół zawodniczek, wśród lekarzy, fizjoterapeutów i komentatorów sportowych przeważają mężczyźni. Podobnie z transmisjami: nie zobaczymy w telewizji meczu piłki nożnej kobiet, czasem pojawia się siatkówka, ale zawodniczki są mocno seksualizowane za pomocą mocno wyciętych, krótkich strojów. Zatem przed nami jeszcze daleka droga.

Myślisz, że ten zakaz wynikał z męskiej troski o zdrowie kobiet?

Częściowo miał on uwarunkowania historyczne, bo w starożytnych igrzyskach kobiety nie brały udziału. Nie mogły nawet wejść na trybuny w miejscach, gdzie odbywały się zawody. Sportowcy startowali nago, także po to, by uniemożliwić kobietom udział. Później także Kościół popierał organizatorów igrzysk w utrzymaniu zakazu. Niedawno rozmawiałam z trenerem Edwardem Bugałą, który przyznał, że pamięta, jak w 1960 r. kobiety dopuszczono do startów olimpijskich w biegach na 800 metrów, a cztery lata później na 400 metrów. I on, jako człowiek otwarty, wychowany w czasach, gdy kobiety startowały na mistrzostwach, ale w ograniczonej liczbie dyscyplin, przyznaje, że nie wyobrażał sobie, że kobieta może przebiec maraton. Jeszcze 50 lat temu nie mieściło się to w głowie. Kobiety do maratonu zostały dopuszczone dopiero w 1984 r.

Przekonanie o całkowitej odmienności kobiecego ciała i jego zupełnie innej wydolności nie kłóciło się jednak z desygnowaniem męskich trenerów do opieki nad olimpijkami. Wiele z nich ćwiczyło nie tylko pod opieką mężczyzn, ale też według męskiego harmonogramu, wykonując ćwiczenia przeznaczone dla mężczyzn. A ich wyniki zestawiano z męskimi normami.

Zgadza się. Jeszcze

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kiedy piłka była kobietą
i
Kapitanki drużyny francuskiej i angielskiej, Carmen Pomies (po lewej) i Florrie Redford, przed meczem na londyńskim Herne Hill, 12 maja 1925 r.; zdjęcie w domenie publicznej
Marzenia o lepszym świecie

Kiedy piłka była kobietą

Piotr Żelazny

Dziewczyny tak dobrze haratały kiedyś w gałę, a publiczność tak je pokochała, że mężczyźni się przestraszyli. I zniszczyli kobiecy futbol.

Przyszłe pokolenia nazwały tę tragedię pierwszą wojną światową, ale wtedy była po prostu wojną. Straszną i wyniszczającą, która spowodowała, ­że mężczyźni musieli założyć mundury, wzuć ciężkie buciory, na ramię zarzucić karabiny i ruszyć marszem przed siebie. Na „wojnę, która miała skończyć wszystkie wojny” powołano pod broń 70 mln osób, w Wielkiej Brytanii – prawie 5 mln, w zdecydowanej większości mężczyzn. Spośród nich ­700 tys.­ już nigdy nie zobaczyło York­s­hire, Kentu, Oksfordu, Manchesteru, Londynu oraz innych miast, miasteczek i wsi. Ponad 1,5 mln powróciło z ranami. Pozostali z traumą.

Czytaj dalej