Gemmy. Pomimo niewielkich rozmiarów klejnoty te pod względem artystycznym mogą śmiało rywalizować z monumentalnymi rzeźbami, reliefami czy brązami. Najcenniejsze wykonywano z kamieni szlachetnych, takich jak ametysty bądź szafiry, choć częściej do ich wyrobu używano półszlachetnych karneoli, agatów oraz jaspisów. Tradycja ich tworzenia narodziła się około 5 tys. lat temu w Mezopotamii, ale to w starożytnych Grecji i Rzymie rozkwitła na dobre.
Były dobrem niezwykle cenionym – umieszczano je głównie w pierścieniach, by służyły za przenośne pieczęcie do zatwierdzenia dokumentów, zanim tę rolę zaczęły odgrywać podpisy. Później ewoluowały w mienie luksusowe podkreślające przynależność klasową lub przekonania ich posiadaczy. Zasadniczo podzielić je można na dwie kategorie: ozdobione reliefem wypukłym – nazywane kameami oraz na te zdobione reliefem wklęsłym – czyli intaglio. Te ostatnie szczególnie pokochał pewien polski książę, a skandal, jaki wywołała jego kolekcja, wstrząsnął Europą.
Książę Stanisław Poniatowski był synem księcia podkomorzego Kazimierza Poniatowskiego oraz ukochanym bratankiem króla Stanisława Augusta. Rodzic zadbał o staranne wychowanie swego syna, który pobierał nauki w nowoczesnej warszawskiej szkole włoskich teatynów, kierującej swoją ofertę edukacyjną do majętnych przedstawicieli szlachty.
Młody ulubieniec polskiego monarchy w celu dokształcenia się i wyrobienia gustu wyruszył – na wzór słynnych Grand Tour – w kilka znaczących podróży po Europie. Jednak to niemal roczny pobyt we Włoszech w latach 1785–1786 okazał się decydujący dla rozwoju księcia, obudził w nim bowiem pasję kolekcjonera – mającą potem uczynić Stanisława sławnym.
Schyłek XVIII w. był dla europejskiej arystokracji naznaczony prawdziwym szaleństwem kolekcjonowania (przede wszystkim wszelkich starożytności). Przełomowe w tej kwestii okazało się opublikowanie w 1755 r. dzieła Johanna Joachima Winckelmanna poświęconego recepcji sztuki greckiej. Wydarzenie to połączone z rezultatami prac wykopaliskowych prowadzonych w Pompejach, Stabiach i Herkulanum wywołało zjawisko nazywane dziś „antykomanią”. Trwała ona jeszcze przez całe XIX stulecie. W Polsce jej bodaj najsłynniejszym owocem była kolekcja książąt Czartoryskich, w części udostępniona publice przez księżną Izabelę tuż obok patriotycznych pamiątek z puławskiej Świątyni Sybilli.
„Antykomania” miała też i swoje ciemne strony – zamożni nobilowie, poddając się owej gorączce, padali nierzadko ofiarą oszustów, którzy korzystając z zakupowego uniesienia swoich klientów, sprzedawali im zupełnie bezwartościowe przedmioty. Wiemy z listu przebywającego w Rzymie Augusta Moszyńskiego – doradcy artystycznego króla Stanisława – iż spotkało to również bratanka polskiego monarchy. Nie zniechęciło to jednak młodego arystokraty do rozwijania swojej pasji kolekcjonerskiej.
Stanisław Poniatowski podczas swoich podróży zgromadził kolekcję budzącą w ówczesnej Europie powszechny podziw, jednak do historii przeszedł przede wszystkim jako właściciel ogromnego zbioru gemm. Zbiór ten uchodził za jeden z największych na świecie, a rozwijał się na fali ogromnego zainteresowania gliptyką antyczną na przełomie XVIII i XIX w.
Poniatowski, ulegając tej modzie, zaczął zbierać intagliowane kamienie już podczas pierwszej podróży do Włoch, a z każdą kolejną italską wyprawą poszerzał swój stan posiadania. Jednak w sposób zasadniczy jego zbiór rozwinął się dopiero po przeprowadzce do Rzymu, a później Florencji tuż przed końcem XVIII w. W kulminacji swojej świetności kolekcja księcia liczyła ponad 2600 okazów, z których więcej niż 1700 stanowiły gemmy podpisane imionami antycznych artystów. Pierwszorzędne klejnoty, które posiadał Poniatowski, ozdobione były niespotykanymi wcześniej motywami z Metamorfoz, Iliady i Odysei. Kamienie tego typu były w owym czasie ogromną rzadkością, nic zatem dziwnego, iż kolekcja została owiana legendą. Jej właściciel był jednak nadzwyczaj zazdrosny o swoje dzieło, rzadko udostępniając gemmy postronnym. Dopiero pod koniec życia postanowił spopularyzować swoje niezwykłe zbiory. Wydał nawet, w roku 1831, specjalny katalog, w którym ujął całość kolekcji.
Problem w tym, że gemmy Poniatowskiego były fałszerstwem.
Okazało się to już po śmierci księcia, która nastąpiła w roku 1833. Niemiecki archeolog Ernst Heinrich Toelken, zajmujący się kolekcją gliptyki Muzeum Berlińskiego, zwrócił uwagę na niezwykle wysoki poziom artystyczny całości książęcej kolekcji. Jego podejrzenia wzbudził również doskonały stan zachowania, starożytnych przecież, dzieł sztuki, a także jednolitość ich stylu. Gemmy miały być przecież wykonane – jak świadczyły podpisy – przez różnych antycznych artystów. Ponadto wiele okazów podejrzanie przypominało znane dzieła zmarłego kilkanaście lat wcześniej Antonia Canovy.
Toelken miał sposobność zapoznać się z około 419 egzemplarzami ze zbioru Stanisława. W toku swoich badań uznał, iż jedynie 2–3 z nich mogą mieć starożytną proweniencję, natomiast reszta to dzieła współczesnych artystów.
Odkrycia niemieckiego badacza doprowadziły do skandalu, który wstrząsnął światem sztuki. Wiadomości o dokonanej przez niego krytyce – zamieszczone w „Tygodniku Petersburskim” – docierały nawet do Polski.
Powszechne w środowisku archeologów oburzenie nie przeszkodziło jednak temu, by licząca 2639 kamieni kolekcja została wystawiona na sprzedaż. Odbyło się to w słynnym londyńskim domu aukcyjnym Christie’s w kwietniu 1839 r. i rozproszyło kolekcję księcia, której znaczące części przypadły różnym nabywcom, a później zostały odsprzedane kolejnym. Nowi właściciele – nie chcąc zapewne okazać się stratnymi – głosili autentyczność swoich nabytków. Doprowadziło to do ostrej polemiki na łamach prasy, a nawet kłótni pomiędzy zwolennikami a krytykami wiarygodności zbioru.
Po latach dyskusji uznano jednak, że kolekcja Poniatowskiego składała się niemal wyłącznie z gemm wykonanych przez współczesnych mu gliptyków. Wiele z klejnotów było dziełami najznamienitszych artystów epoki. Niestety informacje o większości gemm urywają się mniej więcej w połowie XIX w. Fakt ten jest całkiem zrozumiały, gdyż po ustaleniu prawdy nikt z kolekcjonerów nie miał ochoty przyznawać się do trefnego zakupu.
Skandal w znacznym stopniu przyćmił blask gemm Poniatowskiego, niemniej należy przyznać, że mają one wielką wartość artystyczną. Książę osobiście zadbał o dobór najbardziej intrygujących motywów z poematów antycznych. Zlecał wykonanie scen mistrzom rzemiosła. Zapewne kierował się przy tym osobistymi ambicjami – chciał być bowiem postrzegany jako wielki mecenas sztuki, posiadacz kolekcji o niespotykanych walorach. Jednakże tworząc swoje „falsyfikaty”, przyczynił się do powstania najwybitniejszego zbioru klasycystycznej gliptyki, jaki kiedykolwiek istniał.