
Twórczość Aborygenów przez dziesięciolecia była spychana do szufladki sztuki prymitywnej, traktowana jako domena etnografii czy pamiątkarstwa. Dziś dzieła malarzy Pintupi z Papunyi uznaje się za najważniejsze osiągnięcie sztuki współczesnej w Australii. Wpisując się w estetyczne trendy i artystyczne polemiki, sztuka aborygeńska pozostaje ważnym głosem politycznym, także w konkretnych sporach o prawo do ziemi.
Papunya Tula to piaszczysta osada pośrodku pustyni, położona mniej więcej w sercu Australii. Jej nazwa oznacza w języku pintupi „miejsce spotkań mrówek miodziarek”. Na początku 1971 r. przyjechał tu nowy nauczyciel Geoffrey Bardon. Jego uczniowie niemal w ogóle nie mówili po angielsku, więc do pomocy dostał tłumacza, Aborygena Obeda Raggetta.
Odkąd w latach 50. XX w. rząd australijski zaczął wprowadzać w życie politykę przymusowej asymilacji, w Papunyi osiedlano Aborygenów z różnych nomadycznych grup plemiennych, głównie Luritja oraz Pintupi. Ich przodkowie zostali otruci, zagłodzeni lub w inny sposób zamordowani, odebrano im ziemie, które zamieszkiwali, i przeznaczono je na potrzeby nowych pastwisk czy osiedli. Aby czuć się spełnieni jako nomadowie, Aborygeni potrzebowali być w ciągłym ruchu. Z Papunyą niewiele ich łączyło, ale nie mogli jej opuścić bez zgody administracji. Dlatego wciąż nie potrafili się pogodzić z nową rzeczywistością, a ponadto obawiali się, że ich kultury i języki zanikną. Bardon porównał Papunyę do obozu śmierci. Na początku lat 70. liczyła ona około tysiąca mieszkańców.
W miejscowej szkole 14 nauczycieli uczyło młodych Aborygenów angielskiego oraz podstaw europejskiej kultury. Edukacja tworzyła dodatkową przepaść między dziećmi a ich rodzicami posługującymi się tradycyjnymi językami i osadzonymi we własnej kulturze. Bardon, który prowadził m.in. lekcje plastyki, nie trzymał się jednak sylabusu. Interesowało go malarstwo samych Aborygenów. Zauważył chociażby, że dzieci wolą malować na podłodze niż na stołach. Gdy spotykał je poza szkołą, widział, że rysowały na czerwonej ziemi rozmaite znaki i symbole, szepcząc przy tym i klaszcząc. Zupełnie tak, jakby opowiadały jakąś historię. Potem wycierały znaki na piasku i zaczynały wszystko od nowa. Nauczyciel zachęcał je do rysowania tych wzorów. Nic dziwnego, że z czasem dzieci zaczęły go nazywać Mr Patterns.
Po kilku miesiącach to, co działo się na lekcjach plastyki, zainteresowało dorosłych, a Bardon wpadł na pomysł, by ozdobić szkołę aborygeńskimi malowidłami. To już nie było zadanie dla dzieci, lecz dla starszyzny Pintupi. Tak oto na szkolnym murze pojawiło się przełomowe dzieło: Marzenie mrówki miodziarki.
Złożony z okręgów, półokręgów i linii mural osobom niewtajemniczonym mó