(Dr)żyj (Dr)żyj
i
zdjęcie: Charlota Blunarova/Unsplash
Promienne zdrowie

(Dr)żyj

Rozmowa o metodzie TRE.
Maria Hawranek
Czyta się 13 minut

Pozwólmy, by ciało samo decydowało, jak rozładować napięcie. Drżenia i wibracje to naturalny sposób na odzyskanie równowagi po stresowej sytuacji – mówi trener metody TRE Krzysztof Karauda w rozmowie z Marią Hawranek.

Wszelkie emocje przeżywamy w ciele, również lęk. Zastygamy w bezruchu, spinamy mięśnie. Aby się na nowo wyregulować, zwierzęta po silnie stresogennej, zagrażającej życiu sytuacji wpadają w dygot. Małe dzieci też tak robią, można powiedzieć, że po prostu otrząsają się ze strachu. Te naturalne odruchy naszego ciała stały się podstawą techniki terapeutycznej TRE, która pomaga uwolnić się od stresu.

Maria Hawranek: Jak najprościej wytłumaczyłbyś, czym jest TRE?

Krzysztof Karauda: TRE to skrót od Tension & Trauma Releasing Exercises – metody pracy z ciałem, która opiera się na mechanizmie samoleczenia, w który wszyscy jesteśmy genetycznie wyposażeni, czyli na drżeniach neurogennych. Spontanicznie pojawiają się one w sytuacjach stresowych albo tuż po ich ustaniu. Ich zadaniem jest regulowanie pracy układu nerwowego i całego ciała. Ponad 30 lat temu psychoterapeuta bioenergetyczny David Berceli zauważył to i postanowił opracować metodę pracy z ciałem, która przypomniałaby ludziom, jak korzystać z tego naturalnego zasobu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Widziałam filmik, na którym gepard napada na antylopę: już ściska jej gard­ło, ale musi uciec przed stadem hien. Gdy znika, gazela najpierw pozostaje nieruchoma, ale po chwili wraca jej oddech, aż w końcu zwierzę podnosi się i całym jego ciałem wstrząsają silne drgawki. Wszystkie zwierzęta rea­gują w ten sposób? My też?

Każdy, kto widział przestraszonego psa, musiał zauważyć, jak ten pies się trzęsie. Badaczka Elizabeth von Muggenthaler w artykule naukowym o kocim mruczeniu jako mechanizmie leczenia napisała, że drżenia oznaczają wydatki energii, a ponieważ w sytuacji zagrożenia życia zwierzęta nie marnują jej bez sensu, to wiadomo, że te drżenia muszą być jakoś zaangażowane w proces przeżycia i samoleczenia. Hans Selye, kanadyjski lekarz, autor pierwszej książki o stresie Stres okiełz­nany, pisał o GAS (general adaptation syndrome) – ogólnym zespole adaptacyjnym, czyli wzorcu reakcji na stres, który stanowi pierwszą linię obrony organizmu przed potencjalnie szkodliwymi czynnikami. Zauważył, że zwierzęta, którym po doznanym stresie nie pozwolono przejść przez etap drżenia, były bardziej podatne na stres w kolejnych zagrażających życiu sytuacjach. Ludzie znają dobroczynne działanie wibracji od przynajmniej 5 tys. lat. Mechanizm ten wykorzystuje się w ramach rozmaitych praktyk pracy z ciałem – np. w hatha jodze jest praktyka shankhaprakshalana służąca oczyszczaniu układu pokarmowego, a w niej element drżeń neurogennych. Drżenia są znane na całym świecie, obecne w wielu rytuałach tanecznych. Umiemy z nich korzystać.

To dlaczego nie widujemy drżących ludzi w pracy albo w domu po kłótni?

Ostatnio znajoma providerka TRE – tak określa się osobę, która uczy, jak korzystać z tej metody – pracująca w przedszkolu, zauważyła, że jedna dziewczynka siedzi smutna z boku sali. Podeszła do niej i zapytała, co się dzieje; dziewczynka zaczęła coś mówić i drżeć przy tym. Moja znajoma zachęciła ją do dalszej opowieści. Dziecko drżało, ale ona powiedziała: „Dobrze, możesz sobie tak robić”. Po chwili dziewczynka zaczęła płakać: swobodnie, uwalniająco. Inne dzieci w tym czasie, widząc, że dorosły człowiek, który tuli ich koleżankę, nie okazuje zdziwienia, też nie poświęcały jej uwagi. Dziewczynka także po pewnym czasie otrząsnęła się i poszła się bawić. A teraz proszę sobie wyobrazić, co się dzieje, jak mama lub tata, gdy ich dziecko nagle zaczyna drżeć, mówi: „Chyba ma padaczkę, jedziemy do lekarza”. Kiedy dziecko to słyszy, w obawie przed pójściem do szpitala przestaje się trząść. Część rodziców zresztą naprawdę idzie np. do neurologa, a ponieważ młody organizm się rozwija, lekarz podczas badania EEG może zaobserwować jakieś nieprawidłowości. Jeśli rodzice reagują strachem na widok drżenia u dziecka, jeśli nauczyciel w szkole upomina: „Co się tak trzęsiesz? Skup się na lekcji” albo gani za ruszanie nogą, to ten naturalny mechanizm jest kulturowo pacyfikowany. Nawet jeśli jako dorośli wiemy, że możemy z niego korzystać, nie robimy tego, bo na poziomie nieświadomym zostaje on zahamowany.

Jak David Berceli odkrył go dla współczesnego człowieka?

Z jednej strony Berceli jest terapeutą bioenergetycznym, bazuje na pracy austriackiego psychiatry Wilhelma Reicha i oczywiście amerykańskiego psychoterapeuty Alexandra Lowena, według których wibracje są elementem procesu uzdrawiania ciała. Z drugiej strony ważne jest jego doświadczenie: spędził dużo czasu na Bliskim Wschodzie w miejscach zagrożonych lub objętych wojną. Zaobserwował, że kiedy w trakcie bombardowania dorośli i dzieci schodzą do schronu, to zaraz po tym, jak ono ustanie, dzieci naturalnie zaczynają się trząść i chociaż dorośli próbują je uspokajać, nie udaje im się, bo ten mechanizm obejmuje cały organizm. Kiedy potem wychodzą na zewnątrz, dorośli nadal są pełni napięcia, a dzieci stopniowo się rozluźniają, po chwili biegają i bawią się. Berceli pomyś­lał wtedy, że ten mechanizm okazuje się bardziej uniwersalny, niż mu się wydawało – jest nie tylko leczniczy, ale także immanentny, po prostu go w sobie mamy.

Gdzie traumy lokują się w ciele?

Pewne jest, że składamy się głównie z ciała, któremu jest przypisany jakiś umysł, intelekt czy dusza – jak kto woli. Oznacza to, że napięcia kodujemy zarówno na poziomie psychologicznym – we wzorcach relacyjnych, w sposobach reagowania na otoczenie i na siebie – jak i na poziomie fizycznym: we wzorcach mięśniowych, w funkcjonowaniu narządów, powięzi, kośćca. Nie rozróżniałbym, gdzie dokładnie coś się dzieje. Kiedy np. organizm wchodzi w reakcję zagrożenia, sztywnieje i wówczas wszystko poniżej przepony funkcjonuje gorzej – pogarsza się choćby trawienie. Jeśli stres jest przewlekły, będziemy go odczuwać w postaci bólu, zespołu jelita drażliwego, dolegliwości związanych z wątrobą czy trzustką. Jeżeli boli brzuch, to łapiemy się za niego i trochę zginamy – kurczymy brzuch, ale napinamy prostowniki na plecach, wzorce napięć powstają więc zarówno z przodu, jak i z tyłu ciała. Trudno czasem zdiagnozować, co jest napięte. Pod tym względem metoda TRE jest uniwersalna – pozwalamy ciału, by to ono samo decydowało, gdzie wibracje mają się pojawić, w jakiej kolejności, z jaką intensywnością i amplitudą. To bardzo naturalny proces. Oczywiście co do niektórych rzeczy możemy mieć pewność: gdy człowiek się złości, to zazwyczaj cierpią żołądek i wątroba, reakcja walki i ucieczki może blokować pracę tych narządów, bo procesy trawienne nie są wtedy priorytetem. Pamiętajmy jednak, że wzorce służą nam za mapę, ale nie u każdego działają tak samo.

Podczas sesji jogi słyszymy, że napięcia szczególnie lubią się gromadzić w biodrach i miednicy.

To tylko część tej opowieści, ponieważ drżenia mogą się pojawić w całym ciele, w dowolnym miejscu. Najdziwniejsze było dla mnie czuć drżenia dziąseł, ale skoro powięzi przeplatają nasze ciało i mogą się kurczyć, rozciągać, zmieniać położenie, to czemu nie? Niektórzy czują, że drżą im uszy. W TRE nie interpretujemy, co znaczy, że wibracja pojawi się tu czy tam. Dbamy tylko o to, by ciało miało do niej łatwy i bezpieczny dostęp.

Oryginalnie skrót TRE zawierał tylko słowo „trauma”, potem Berceli dodał „tension”, czyli rozszerzył zakres stosowania tej metody z traumy na napięcia. Co rozumiemy pod tymi napięciami i skąd one się biorą? Czy chodzi o jakieś ekstremalne doświadczenia – pobicia, gwałtu – czy o codzienność?

Każda sytuacja – choćby nagła zmiana światła z zielonego na czerwone albo intensywny, męczący szum miasta – tworzy napięcia kwalifikujące się do tego, by zajmować się nimi w TRE. Tak naprawdę już sam fakt, że żyjemy, jest wystarczająco stresującym doświadczeniem, by móc odpowiadać drżeniem wtedy, kiedy ciało tego potrzebuje. Jeśli robimy to naturalnie i swobodnie, drżenie jest krótkie – jak u zwierząt. Ale często nie pozbywamy się napięć na bieżąco, niektóre wyjaśniamy sobie przez mechanizmy chroniące psychikę, inne zamieniają się w strukturę naszego charakteru i w pewien sposób obudowują nasze ciało. Moje drżenia na początku były niezwykle gwałtowne – jeśli ciało jest bardzo napięte, trudno mu puścić coś delikatnie. Z czasem stawały się jak mruczenie kota.

Istnieje kilka przeciwwskazań do stosowania metody TRE: ciąża, padaczka, nieustabilizowane ciśnienie tętnicze, poważne choroby serca, bycie pod wpływem środków psychoaktywnych i niewyrównana cukrzyca. Ale poza tymi wyjątkami każdy może bezpiecznie ją stosować. Nie pytamy, kiedy korzystać z drżeń, tak jak nie pytamy, w jakich warunkach należy korzystać z wątroby albo żołądka. To po prostu część naszego życia.

Czyli to nie jest tak, że dążymy do sytuacji, w której tych drżeń nie będzie?

Zdrowy organizm wibruje naturalnie. Człowiek, który nie doświadcza stresu, albo ma uszkodzony mózg, albo nie żyje – tylko te dwie sytuacje uniemożliwiają drżenia neurogenne. Życie dosłownie w nas pulsuje. Obserwowałem kiedyś rezonans magnetyczny ukazujący pracę klatki piersiowej: wszystkie narządy się przemieszczają, tu coś się tłucze, tam się przesuwa, masuje, maleje, rośnie; organy wyglądają trochę jak pływające meduzy. Kiedy powstaje napięcie, ciało delikatnie się kurczy i zatrzymuje. Każdy tego doświadczył.

Czy zdarza się, że ktoś w trakcie wibracji doświadcza trudnych emocji?

Tak. Dlatego podczas szkolenia TRE uczymy się rozpoznawać reakcje obronne u siebie samych, bo od stopnia znajomości siebie będzie zależał stopień otwarcia drugiego człowieka, z którym będziemy pracować. Uczymy się, jak być obok i służyć swoim wyregulowanym układem nerwowym, by ten drugi organizm też mógł się wyregulować – czuć i iść dalej.

Cała sesja TRE jest dobrowolna, można ją przerwać w dowolnym momencie, podobnie jak każde ćwiczenie. Obowiązuje jedna zasada: poruszanie się w obszarze własnego komfortu. Jeśli ćwiczenie sprawia ból, zatrzymujemy się. Staramy się, by czucie nie było intensywniejsze niż pięć czy siedem punktów na indywidualnej 10-stopniowej skali, tak żeby cały czas pozostawać w obszarze bezpieczeństwa, nie przekraczać siebie.

Dlaczego?

To ma związek z teorią amerykańskiego psychiatry i neurobiologa Stephena Porgesa, która – generalizując – opowiada o tym, jak nasze ciało dostroiło się do obsługi naszego bardzo zaawansowanego systemu psychicznego. I odwrotnie. Z tej teorii jasno wynika, że metody odreagowujące są potencjalnie retraumatyzujące. Czyli jeśli zbyt szybko otworzy się układ nerwowy i cała skondensowana w trakcie trudnego doświadczenia energia nagle się uwolni, po prostu zalewa układ nerwowy, zwłaszcza jego bardziej pierwotne części – międzymózgowie i układ limbiczny – co zmusza ciało do ponownego zamknięcia. Dlatego trzeba to robić powoli.

Jakie badania naukowe pokazują skuteczność TRE? Czy metoda ta powoduje np. lepszy sen, który zauważa wielu praktyków?

Wiele badań dopiero trwa. Najciekawsze do tej pory przeprowadził duński psycholog kliniczny Michael Morin Nissen u osób ze stwardnieniem rozsianym – okazuje się, że TRE może być narzędziem łagodzenia objawów choroby, a tym samym poprawy jakości życia. Z kolei najbardziej wiarygodne, choć niestety niedostępne dla szerokiej publiczności są badania Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych. Ich analiza wciąż trwa, ale wyniki okazały się na tyle cenne, że TRE zostało włączone do profilaktycznych metod zapobiegania skutkom stresu bojowego w armii USA. Jest sporo badań dotyczących skuteczności wibracji w ogóle – whole body vibration, czyli mechanicznych technik wibracyjnych, szczególnie wśród rosyjskich baletmistrzów i norweskich olimpijczyków. Pokazują one, że wibracje mają działanie przeciwbólowe, usprawniają przepływ krwi, dzięki czemu organizm lepiej się regeneruje. Są doskonałe po treningach siłowych i wytrzymałościowych. Mnie zaś najbardziej przekonują efekty, które obserwuję u wszystkich klientów. Faktem jest, że drżenia neurogenne są czymś tak podstawowym, że trudno przewidzieć, jak dana osoba na nie zareaguje – bo to jest reakcja na samego siebie, na własną historię. Nie wiemy, jaka się ujawni wskutek tej wibracji.

Jak wygląda proces uwalniania napięć poza sesją?

Istnieje wiele różnych ścieżek. Przeważnie jest tak, że dzięki wibracjom ustępują reakcje obronne, a organizm zaczyna doświadczać poczucia bezpieczeństwa. Wówczas automatycznie uruchamiają się w ciele rozmaite mechanizmy naprawcze. To z kolei powoduje, że pojawia się więcej swobody w ciele i w myśleniu, bo napięcia nie przeszkadzają, człowiek robi się bardziej kreatywny, ma po prostu większy dostęp do zasobów swojego człowieczeństwa.

Bywa, że ktoś przychodzi, bo ma w sobie dużo lęku. Pojawiają się u niego lęki napadowe, manifestują się przez drżenia w okolicy klatki piersiowej, splotu słonecznego, co go dodatkowo przeraża, a tymczasem to mechanizm naprawczy. Jeśli taki człowiek wie, co się z nim dzieje, nie hamuje wibracji, tylko podąża za nimi i czuje się lepiej. Czasami może się nawet obejść bez terapii, choć jak mówi Berceli, wskutek pracy z urazami – bo trauma to też urazy fizyczne – często docierasz do historii, którą chcesz opowiedzieć, a to jest wskazanie, by podjąć psychoterapię.

Czasem poprzez wibrację ktoś doświadcza nowej jakości kontaktu ze sobą – jakby się budził ze snu. Wraca na następną sesję i mówi: „No, trochę podrżałem, ale nie o tym chciałem mówić. Bo w środku tygodnia przyszło mi do głowy, że już tak dłużej nie mogę żyć”. I nagle zaczyna się jakiś ruch, działanie. Bywa, że ludzie przez lata szukają jakiegokolwiek kanału dostępu do siebie; mają poczucie, że utknęli, i coś ich przyciąga do TRE. W trakcie sesji okazuje się, że ich organizm zaczyna „oddawać” trochę historii tego ciała i staje się to przyczynkiem do tego, by się sobą zajęli: swoją przeszłością, poukładaniem jej, budowaniem nowych granic w relacjach, zmianą sposobu życia.

Czy Ty zająłeś się TRE właśnie dlatego, że jest pula doświadczeń, których nie da się przegadać?

Lepiej bym tego nie ujął. Miałem taki moment, że byłem zaopatrzony w wiedzę, umysł pracował sprawnie, jednak czułem się strasznie – odcinek lędźwiowy bardzo mnie bolał, a neurolog powiedział: „Joga, pilates, stretching albo widzimy się za jakieś pięć lat na sali operacyjnej”. Znajoma wynalazła szkolenie o TRE – żadne z nas nie wiedziało, co to jest. Spróbowałem. To było sześć lat temu. Po krótkim warsztacie poczułem się tak dobrze jak nigdy w życiu: miałem w sobie ciszę, spokój, ulgę. Postanowiłem się tego nauczyć i teraz jestem nauczycielem stażystą tej metody. Zostałem też instruktorem jogi i masażystą.

Ciekawi mnie, jak urazy fizyczne, o których wspomniałeś, ujawniają się w czasie sesji.

Miałem kiedyś klienta, który topił się jako dziecko. W czasie TRE przypomniał mu się ten fizyczny ruch, łapał powietrze, szamotał się. I kiedy to zostało odtworzone w bezpiecznych warunkach, doświadczył zwycięstwa nad losem: ciało dokończyło proces leczenia, przeżył – podobnie jak tamta antylopa z filmiku – i wreszcie było po wszystkim. Kobietom bardzo często przypomina się poród – jak po urodzeniu dziecka drżały i nikt tego nie mógł opanować, przykrywały się kocami i nic. Niekiedy lekarze wyciszają te drżenia lekami, a czasem – jeśli nie dzieje się nic więcej – pielęgniarki mówią: „Tak bywa po porodzie, zostawmy”. I kiedy się tym kobietom da spokój, to drżenia robią dobrą robotę dla ciała. Każda operacja, każde naruszenie tkanek jest przez nie odbierane jako zagrożenie życia – czy jesteśmy tego świadomi, czy nie. Drżenia neurogenne pozwalają wyjść z tego stanu zagrożenia do poczucia bezpieczeństwa, tak by organizm mógł się szybciej leczyć i by cała ta chemia uruchomiona do reakcji obronnej została zużyta, dopalona. Pamiętam kobietę po cesarce, która w czasie sesji TRE powiedziała: „Mam wrażenie, jakbym teraz rodziła”. Rzeczywiście jej drżenia były podobne do porodowych, intensywne. Po kilkunastu latach doszła do skutku reakcja, która podczas porodu została stłumiona przez znieczulenie. Aktywował się naturalny wzorzec głębokich napięć, wskutek wibracji puścił i nagle w ciele wszystko się zmieniło. Sesja się kończy, kobieta czuje się przyjemnie. I nigdy więcej się nie widzimy.

Brzmi to dość niewiarygodnie, że ukryte w ciele doświadczenie może się ujawnić nawet po kilkunastu latach.

Wszystkie doświadczenia życiowe są obecne w naszym ciele cały czas. Tylko filtr nakładany przez układ nerwowy, który dopuszcza coś do wąskiego odcinka naszej świadomości, powoduje, że nas to wszystko nie zabija. Dlatego dziwimy się, kiedy nagle przypomni się nam coś sprzed 40 lat, a dla naszego mózgu to było i jest, brakowało jedynie kanału dostępu. Jako psychoterapeuta wiem, że pewne rzeczy zaczynamy sobie przypominać wtedy, kiedy jesteśmy gotowi, już się jakoś ustabilizowaliśmy. To te momenty, gdy ktoś podczas terapii mówi: „Wydawało mi się, że mam to już przepracowane, że już nie muszę się tym zajmować, a tu znowu to samo powraca”. Owszem, wraca, ale z innego poziomu. Jak ptak, który wznosi się na fali gorącego powietrza – kiedy patrzeć na niego z góry, wydaje się, że tylko kręci się w kółko; ale jak spojrzeć z boku, widać, że cały czas się podnosi.

Berceli zaleca 15 minut TRE każdego dnia. I mówi, że można robić te ćwiczenia i oglądać telewizję albo słuchać muzyki. To mnie zaskoczyło – większość metod pracy z ciałem zakłada uważną obecność, oddech skierowany do rozciąganych miejsc, skupienie.

Wydaje mi się, że w ten sposób David Berceli wkłada kij w mrowisko. Na ile jest możliwe osiągnięcie stanu „tu i teraz”, jeśli twoim celem jest dotarcie do niego? Im bardziej skupiasz się na celu, tym mniej jesteś obecna w ciele. Pozwolenie na wybór, możliwość przerzucania uwagi między filmem a bliskością ciała daje uczucie ulgi. Wtedy nie napinam się na osiąganie „tu i teraz”. Oczywiście mamy obecnie kulturę rozwojową i często słyszymy, jak ważny jest dobry kontakt z ciałem, medytacja, ale – paradoksalnie – im bardziej to wszystko staje się celem, tym mocniej się od niego oddalamy. W TRE nie chodzi o jakieś sztuczne bycie „tu i teraz”, tylko o czucie i oddychanie. Jeśli masz coś robić, rób to na luzie.

zdjęcie: archiwum prywatne Krzysztofa Karaudy
zdjęcie: archiwum prywatne Krzysztofa Karaudy

Krzysztof Karauda:

Doktor nauk humanistycznych, psycholog, psychoterapeuta, licencjonowany nauczyciel stażysta TRE®, certyfikowany specjalista w zakresie pomocy ofiarom przemocy w rodzinie. Pracuje w Polskim Instytucie Ericksonowskim w Łodzi.

Czytaj również:

Muśnięcie Muśnięcie
i
„Butterflies”, Odilon Redon, ok. 1919, MoMA (domena publiczna)
Promienne zdrowie

Muśnięcie

Agnieszka Rostkowska

Dotyk Motyla jest jednym z najdelikatniejszych i najkrótszych masaży świata. Bo nie w sile, lecz w łagodności tkwi moc.

Niemowlę było nieruchome, jego oczy zamknięte, skóra sina. Nie oddychało. Zgromadzony na sali personel zamarł, wszyscy utkwili wzrok w doktor Evie Reich i bez słowa czekali. Młoda lekarka pochyliła się nad dzieckiem i zaczęła je gładzić – tak delikatnie, że jej dłonie zaledwie muskały rączki i nóżki, łagodnie przesuwały się po brzuszku, niemal go nie dotykając. Jej każdy ruch, w całej swojej miękkości i płynności, był zarazem energiczny i pewny. Ciałko po chwili drgnęło. Skóra zaróżowiła się, klatka piersiowa się rozszerzyła i zaczęła falować. Dziecko otworzyło oczy. Kolejne ocalone istnienie.

Czytaj dalej