W japońskich sztukach walki pojedynku nie toczy się z przeciwnikiem, lecz z samym sobą. W gruncie rzeczy nie są to sztuki, a ścieżki. Ścieżki do doskonałości.
Krew, pot i łzy. Krew leci co prawda rzadko, pot natomiast na każdym treningu. Bo ile jest wart trening, na którym się nie zmęczysz? Chyba że zamiast potu płyną łzy – ze zmęczenia od nieustannej koncentracji. Na ciele siniaki i otarcia. Czy w tym wszystkim można odnaleźć głębię? Czy przyjmując kolejny cios albo wyprowadzając kopnięcie, zbliżamy się do oświecenia? Ile cięć mieczem dzieli nas od prawdziwej mądrości?
Jedno jest pewne: bardzo wiele. Ale być może wcale nie więcej niż czarek herbaty zaparzonych przez adepta chanoyu lub znaków namalowanych ręką kaligrafa. Wszystkie te dziedziny są bowiem przesiąknięte duchem zen. A w japońskich sztukach walki nie chodzi o pojedynek z przeciwnikiem, lecz z samym sobą.
Zen? To nie dla mnie
Wiosna w Kioto jest ciepła i piękna. O wiele przyjemniejsza od wietrznej i zimnej o tej porze roku Osaki, gdzie chłód od morza