Premiera Black Times najmłodszego syna legendy afrobeatu, Fela Kutiego, zbiegła się z wejściem do polskich kin filmu Czarna Pantera. Uznaję to za szczęśliwy zbieg okoliczności, bo produkcja ta wydaje się doskonałą odtrutką na bardzo konserwatywną, momentami kuriozalną marvelowską serię ekranizacji popularnych komiksów. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły, ale dość powiedzieć, że w hollywoodzkim filmie, który fetowany jest jako przełomowy w sposobie ukazywania czarnoskórej społeczności, głównym negatywnym bohaterem jest afroamerykański radykał, który pragnie walczyć z rasizmem i nierównościami. Gdy dołożymy do tego fakt, że owa postać pochodzi z Oakland (miasta Bobby’ego Seale’a), a w jej mieszkaniu wisi plakat Public Enemy, okaże się, że temu, rzekomo progresywnemu, obrazowi niedaleko de facto do hooverowskiej propagandówki.
Zupełnie inny charakter ma Black Times – album saksofonisty Seuna Kutiego nagrany wspólnie z Egypt 80, czyli słynnym zespołem jego ojca. Na swojej najnowszej płycie nigeryjski artysta nawiązuje zresztą nie tylko do rodzinnej tradycji społeczno-politycznego aktywizmu, ale także do dziedzictwa czarnych aktywistów i przywódców, takich jak: Patrice Lumumba, Kwame Ture czy Marcus Garvey. W tym lewicowym, może trochę naiwnym, przekazie sprawy rasowe ustępują jednak często walce klas. Kuti śpiewa więc o niespełnionych obietnicach polityków, biedzie, potrzebie edukacji i skazanej na niepowodzenie pogoni za Ameryką. Fakt, to zgrane hasła, ale artysta potrafi doprawić je błyskotliwą puentą, jak w Corporate Public Control Department, w którym utyskuje na bezrobocie, by z ironią dodać, że przynajmniej w służbach penitencjarnych wciąż łatwo o pracę.
Największą siłą Black Times nie są jednak rewolucyjne hasła i przytomna publicystyka, ale jest nią porywająca muzyka w duchu najlepszych dokonań Fela Kutiego. Rewelacyjne riffy saksofonu, szaleńcze dialogi instrumentów dętych prowadzone w rytm pędzącej na złamanie karku sekcji rytmicznej (Theory of Goat and Yam), a także chórki powtarzające kolejne maksymy muzycznego lidera sprawiają, że album działa na słuchacza na dwóch poziomach. Z jednej strony to mocny głos w obronie światowego prekariatu, z drugiej – zestaw ekstatycznych, zapraszających do tańca przebojów.
Black Times to album wypełniony energią i wpadającymi w ucho melodiami, które porwą nie tylko fanów afrobeatu, funku czy jazzu. Napisane przez Kutiego teksty mają zaś potencjał, by przemówić także do tych słuchaczy, którzy niespecjalnie orientują się biografiach Garveya, Ture’a czy Lumumby. Okazuje się bowiem, że – na pewnym poziomie ogólności – sporo problemów, z którymi mierzą się dziś Nigeryjczycy, brzmi zaskakująco znajomo na naszej szerokości geograficznej.