Kolejni wielcy z Mali
Przemyślenia

Kolejni wielcy z Mali

Jan Błaszczak
Czyta się 4 minuty

Od pięciu lat w Mali trwa wojna domowa. Konflikt, którego powodem były niepodległościowe dążenia tuareskiego Narodowego Ruchu Wyzwolenia Azawadu ewoluował i skomplikował się. Przede wszystkim przeciwko siłom rządowym wystąpiły ugrupowania dżihadystyczne. Początkowo walczyły one ramię w ramię z Tuaregami, jednak szybko okazało się, że celem islamistów nie jest uzyskanie niezależności od administracji w Bamako, ale wprowadzenie szariatu w północnym Mali. Konflikt o podłożu religijnym otworzył kolejny front w wojnie, w którą zaangażowały się również państwa Afryki Zachodniej oraz Francja. Pomimo tak dramatycznej sytuacji w Mali wciąż powstaje muzyka, a nagrywające ją zespoły rozwijają międzynarodowe kariery. Jednym z nich jest Songhoy Blues.

Nie będzie przesadą powiedzieć, że kwartet sięgnął w ogóle po muzykę ze względów politycznych. Trzech muzyków tworzących kwartet to Songhajowie pochodzący z północnego Mali. Po tym, jak islamiści zaczęli wprowadzać w regionie prawo szariatu, zakazując grania bluesa jako muzyki szatana, artyści ruszyli do położonego na południu kraju Bamako. Właśnie tam poznali się i wpadli na pomysł, by założyć zespół grający muzykę charakterystyczną dla regionu, który musieli opuścić. Ich występy przyciągnęły uwagę menedżera duetu Amadou & Mariam – Marca-Antoine’a Moreau oraz członków grupy Africa Express, edukacyjno-promotorskiego projektu Damona Albarna. Wokalista Blur oraz towarzyszący mu gitarzysta grupy Yeah Yeah Yeahs dołożyli swoje trzy grosze do produkcji debiutanckiego Music in Exile, ale przede wszystkim pomogli zespołowi błyskawicznie ruszyć w świat. Po podpisaniu kontraktu z brytyjską wytwórnią Transgressive Records Songhoy Blues ruszyli w trasę, grając swoje utwory w przepełnionych klubach i na dużych festiwalach. Między innymi na katowickim OFF Festivalu.

Do błyskawicznego sukcesu grupy przyczyniła się również bez wątpienia renoma, jaką cieszy się dziś malijski blues. Muzyczny amalgamat melodii rodem z zachodniej Afryki z anglosaskim blues-rockiem. Styl, dla którego równorzędnymi punktami wyjścia są zarówno płyty Hendrixa, Stonesów i Johna Lee Hookera, jak i nagrania słynnych krajanów: Alego Farka Touré, Salifa Keity czy Tinariwen. Stylistyczne zapożyczenia to nie wszystko, co łączy Music in Exile z czarną muzyką wywodzącą się z południowych Stanów (choć istnieje niegłupia teoria, że to afroamerykański blues czerpał garściami z muzycznych tradycji Afryki Zachodniej). Dla Malijczyków – tak jak dla pierwszych bluesmanów – granie jest formą ucieczki przed okrucieństwem otaczającego ich świata. I nawet jeśli na poziomie tekstów Songhoy Blues nie uprawiają eskapizmu, to ich muzyka – z funkującą sekcją, porywającymi refrenami i hipnotyzującymi riffami – potrafi wprowadzić w ekstazę.

Na drugiej płycie zatytułowanej Resistance muzyka Songhoy Blues jest jeszcze bardziej przebojowa. Jeśli na debiutanckim krążku mieliśmy czasem do czynienia z bluesem w stanie surowym, teraz dostajemy album prawdziwie eklektyczny. Nieformalnym członkiem zespołu został londyński producent Orlando Leopard, którego klawisze słychać w większości utworów. W najbardziej „radiowych” momentach Resistance odzywają się także saksofon i trąbka. Malijscy muzycy przyznawali przy okazji premiery, że na drugim albumie chcieli pokazać szerszy wachlarz swoich inspiracji. Stąd nie tylko zaproszeni instrumentaliści, lecz także obecność w studiu chóru, brytyjskiego rapera Elfa Kida oraz samego Iggy’ego Popa. I tak jak kierunek ten pokazuje, że Songhoy Blues nieprędko skończą się pomysły, tak uważam, że czasami poszli tu o krok za daleko. Dla przykładu: Hometown z gościnnym udziałem amerykańskiego skrzypka Williama Harveya wypada świetnie, łącząc śpiewaną przez cały zespół afrykańską melodię z wycieczkami w stronę bluesowego południa Stanów. Na drugim biegunie znajduje się Sahara – nagrana ze słynnym punkowcem piosenka o humorystycznym zabarwieniu sprawdziłaby się z pewnością na soundtracku do Last Minute Patryka Vegi. No, ale wiadomo – dobrze jest mieć na okładce naklejkę: „z gościnnym udziałem Iggy’ego Popa”.

Pomimo sporej różnorodności utworów zgromadzonych na Resistance wspomniana Sahara to jedyny moment, z którym nie mogę sobie poradzić. W pozostałych utworach słychać, że druga płyta Songhoy Blues została nagrana z myślą o szerszym (europejskim i amerykańskim audytorium). Nie ma tu miejsca na budowanie napięcia i transowy blues – liczy się to, żeby jak najszybciej dotrzeć do refrenu. Szkoda, bo z tego powodu Malijczycy stracili trochę charakteru. Z drugiej strony, tak świetnie wyprodukowanych i wpadających w ucho piosenek, jak Voter, Bamako czy Yersi Yadda można słuchać bez końca.

Ostatecznie Resistance to crossover – afrykańska muzyka opakowana w anglosaskie patenty poprawiające sprzedaż. Sprzedaż, za którą trzymam kciuki. Nie tylko dlatego, że Songhoy Blues to świetni muzycy. Mam po prostu nadzieję, że kiedy już wdrapią się na szczyt, zamienią Albarna, Popa i Elfa Kida na swoich kumpli z Bamako. Biorąc pod uwagę poziom malijskiej sceny, przypuszczam, że będzie to zmiana na lepsze. 

Czytaj również:

Z kulturą i smakiem
i
Wino i papirus niesione do skarbców Amona, około 1479–1420 p.n.e., grobowiec Rekhmire, Egipt; zdjęcie: domena publiczna
Dobra strawa

Z kulturą i smakiem

Czy ferment stworzył cywilizację?
Łukasz Modelski

Każda kultura polega na tworzeniu, przekształcaniu, wejściu na wyższy stopień skomplikowania. I nie ma na świecie kultur równie trwałych – a zarazem wciąż ewoluujących – jak kultury beztlenowych bakterii fermentacyjnych.

Czy ferment stworzył cywilizację? Tak. A przynajmniej towarzyszył jej od samego początku, jeśli powszechnie godzimy się, że symboliczne „wyjście z jaskiń” nastąpiło między 15 a 11 tys. lat p.n.e. i wiązało się z uprawami. Można było jeść dzikie ziarno i wytworzoną z niego mąkę, ale można było je również fermentować. „Wyrastające” pieczywo powstało z fermentacji dzikich drożdży, jednak antropolodzy są dziś zgodni, że w kilku najważniejszych „kolebkach cywilizacji” (Mezopotamia, Egipt, Indie, Chiny, Meksyk) najwcześniej fermentowano napoje. W kategoriach chronologicznych wygrywa tu Bliski Wschód z czasów kultury natufijskiej, zwanej tak od stanowiska archeologicznego w Wadi-an-Natuf na terenie współczesnego Izraela.

Czytaj dalej