Kult drzew, czyli Palma i zimowe przesilenie
Przemyślenia

Kult drzew, czyli Palma i zimowe przesilenie

Stach Szabłowski
Czyta się 8 minut

Z okazji 18. urodzin Palmy stojącej na rondzie de Gaulle’a w Warszawie chciałbym dołączyć się do składanych jej życzeń.

Czego można życzyć Palmie, która osiągnęła pełnoletniość? Drzewa są długowieczne, więc życzenie jej 100 lat byłoby niezbyt hojnym gestem. Zresztą „sto lat” brzmi teraz śmiesznie. 18 lat, które minęły od wyrośnięcia Palmy, to epoka, a dziś nikt nie ma pojęcia, w jakim świecie obudzimy się za 100 dni.

*

Z Palmą było trochę tak jak z wieżą Eiffla. Wieżę postawiono w Paryżu z okazji Wystawy Światowej w 1889 r. W stulecie rewolucji francuskiej demonstrowała potęgę narodowej inżynierii i technologiczne możliwości konstrukcji stalowej. Rozmiar się liczy, wieża imponowała wysokością, ale miała legion przeciwników. Uważano ją za brzydką, obscenicznie technokratyczną. W haussmanowskim Paryżu, którego konstrukcja była już nowoczesna, ale wciąż maskowana stiukiem i historycznym ornamentem, ta wieża była obcym ciałem. Mało kto wyobrażał sobie, że następne pokolenia będą musiały dalej ją oglądać. W założeniu nie było planu integrowania wieży z miastem; postawiono ją jako obiekt tymczasowy, przeznaczony do rozbiórki najpóźniej w ciągu 20 lat. Po 140 latach Paryż można sobie wyobrazić bez wielu rzeczy, ale nie bez wieży.

Wieża Eiffla jest Paryżem.

Palma jest Warszawą – pisze na swojej stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które opiekuje się instytucjonalnie sztucznym, bliskowschodnim drzewem w centrum wschodnioeuropejskiego miasta. To drzewo też miało stanąć tylko na chwilę, tylko na rok. Minęło 18 lat i nie jest tak, że po upływie tego czasu nie sposób wyobrazić sobie Warszawy bez Palmy; chodzi raczej o to, że byłoby to smutne wyobrażenie.

*

Matką Palmy jest Joanna Rajkowska. Kiedy stawiała Palmę, nie doceniałem wagi tego gestu. Ale przecież nie ja jeden, prawda? Na stronie Muzeum Sztuki Nowoczesnej dostępne jest archiwum Palmy, a w nim prasówka z epoki; ciekawa lektura. Andrzej Osęka, wówczas główny krytyk „Gazety Wyborczej”, opisywał Joannę Rajkowską jako emblematyczną reprezentantkę nowej artystycznej generacji, która uprawia sztukę, jakby robiła reklamę. W oczach Osęki młoda artystka nie miała zmysłu plastycznego ani symbolicznego, kierowała się marketingowym instynktem, „rzeźbiąc” w materii medialnej obecności, widzialności i rozgłosu. Palma była po prostu hecą, plastikową, płytką, ale za to wysoką na 15 metrów i bardzo hałaśliwą. W archiwum nie brakuje co prawda artykułów popierających Palmę, ale dyskurs wielu nie jest wcale odległy od wywodów Osęki. Różnica polega jedynie na poczuciu humoru; krytyk „Wyborczej” twierdził, że „heca” Rajkowskiej jest bez sensu – i to go irytowało. Inni właściwie się z nim zgadzali, z tym że właśnie dlatego uważali Palmę za fajną. W polszczyźnie istnieje idealna fraza przygotowująca grunt do zasadzenia w mazowieckiej glebie egzotycznego drzewa: odbiła nam palma! Wielki, absurdalny żart w centrum miasta? Cudownie! Wszyscy jesteśmy przecież dziećmi Monty Pythona.

Im dłużej Palma stoi, tym bardziej jasne staje się, że „żart” Joanny Rajkowskiej to poważna sprawa.

fot. Adrian Grycuk (źródło: Wikimedia Commons)
fot. Adrian Grycuk (źródło: Wikimedia Commons)

Czy artystka była świadoma doniosłości swojego przedsięwzięcia? Zamiast odpowiedzi znów zachęcam Państwa do zajrzenia do archiwum Palmy. Można przeczytać w nim wywiady z Joanną Rajkowską. Można też przejrzeć dokumenty: warto je powąchać, by przekonać się, czym pachniało na początku XXI w. bycie artystką, która w centrum miasta chce postawić sztuczną palmę. Rajkowska zasadziła ją dla kaprysu, dla zabawy? Niech będzie, tyle że była to zabawa w podróż przez kolejne kręgi piekiełka zezwoleń, podań, ekspertyz, zatwierdzeń, szukania pieniędzy i rozmów z decydentami, dla których ten pomysł w najlepszym razie jawił się jako absurdalny żart, a w najgorszym jako prowokacja.

*

Warszawa miała fajny moment około 2010 r.: miasto zaczęło trochę o siebie dbać, liberalizowało się, przebąkiwano nawet o „drugim Berlinie”. Warszawa pozostała Warszawą, sen o Berlinie nie spełnił się, zresztą klimat polityczny tymczasem zmienił się tak, że obecnie warszawiacy martwią się raczej, żeby miasto nie stało się drugim Mińskiem. Niemniej nawet dzisiejsza, pozbawiona niektórych złudzeń i sprowadzona na ziemię Warszawa jest zupełnie innym miejscem niż to, w którym Rajkowska stawiała Palmę. W 2002 r. było to miasto pełne energii. Było chciwe. Chaotyczne. Postkomunistyczne. Prywatyzowane. Animowane przez dziki kapitalizm. Zakorkowane nowymi używanymi samochodami i zabudowywane architekturą z supermarketu. Miało fasady budynków pozasłaniane gigantycznymi wydrukami reklamowymi i ulice pełne billboardów oraz targowisk pod gołym niebem. Dużo można powiedzieć o ówczesnej Warszawie, ale nie to, że była fajna.

W przestrzeni publicznej takiego miasta jak Warszawa z 2002 r. postawienie dużego obiektu, który niczego nie reklamował, niczego nie sprzedawał, nie był krzyżem ani nie upamiętniał narodowej martyrologii, miało wartość samą w sobie. Było widomym dowodem, że inne miasto jest jednak możliwe.

Przez ostatnie 18 lat Warszawa zmieniła się na lepsze. Stała się miejscem, w którym przestrzeń publiczna nie zawsze jest, ale przynajmniej bywa czymś więcej niż kolejną działką na sprzedaż albo parkingiem. Jaką rolę w tej poprawie odegrały artystki i artyści, aktywistki i aktywiści działający w publicznej przestrzeni? Roli sztuki w zmienianiu rzeczywistości nie należy przeceniać, ale tym bardziej nie wolno jej nie doceniać. Owszem, sztuka nie zbawiła Warszawy, ale co by było z tym miastem, gdyby nie sztuka?

Co by było z Warszawą, gdyby nie Palma?

Palma to jedno z tych dzieł sztuki, które – umieszczone w odpowiednim miejscu i czasie – sprawiają, że świat zawirowuje wokół nich.

Powiecie, że świat nie kręci się wokół Palmy, że przesadzam? Kontempluję raczej jej symboliczną moc. Patrzę na to drzewo z tworzyw sztucznych, atrapę Phoenix canariensis palmy daktylowej, wyprodukowanej w San Diego, zakupionej w Las Vegas – i obserwuję, jak zakorzenia się w centrum środkowoeuropejskiej stolicy. Jak czerpie znaczeniodajne soki z różnych kontekstów. Gleba ronda de Gaulle’a jest wybetonowana, wyasfaltowana, a przecież w sensie symbolicznym to najżyźniejszy czarnoziem, na którym bujnie rosną dyskursy. W tle Palmy znajduje się dawne centrum dowodzenia realnym socjalizmem w Polsce, były Komitet Centralny PZPR przerobiony na centrum dowodzenia kapitalizmem – siedzibę Giełdy. Po drugiej stronie placu, na socrealistycznym budynku Empiku widnieje wykuta inskrypcja „Cały naród buduje swoją stolicę”. Jedna ulica odchodząca z ronda nazywa się Nowy Świat. Druga – Aleje Jerozolimskie. Niewiele jest w mieście – i w Polsce – miejsc, które tak elokwentnie i z taką ironią opowiadają o złożonej strukturze rzeczywistości, którą sobie skonstruowaliśmy. Co do tej opowieści dodaje Palma?

Jedna z opowieści Palmy traktuje o Alejach Jerozolimskich, ulicy, która pod koniec XVIII w. prowadziła do Nowej Jerozolimy. Taką nazwę nosiła żydowska jurydyka założona w 1772 r. na zachodnich obrzeżach ówczesnej Warszawy. To getto szybko się rozwinęło i prosperowało zbyt dobrze, więc po dwóch latach zlikwidowano je i zburzono; majątki Żydów skonfiskowano. Z Warszawy zniknęło wiele miejsc; w innej epoce, w innym stuleciu w tym samym mieście przestała istnieć dzielnica żydowska nieporównanie od Nowej Jerozolimy większa. Nic jednak nie znika bez śladu. Po XVIII-wiecznej jurydyce pozostała nazwa jednej z głównych ulic stolicy. Rajkowska wpadła na pomysł zbudowania Palmy podczas podróży po Izraelu, krainie daktylowców. Palma to nazwa potoczna; tytuł tej instalacji brzmi przecież Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich.

Na Palmę można spojrzeć z perspektywy Alei Jerozolimskich, ale również z ulicy Nowy Świat. O jakim nowym świecie jednak jest tu mowa? Palma, sprowadzona z Las Vegas, świetnie nadaje się na pomnik transformacyjnych, amerykańskich snów Polaków, marzeń o lazurowych wybrzeżach, urlopie w Hurghadzie, o ciężko zapracowanych egzotycznych wakacjach all inclusive. A może jest przeciwnie i to drzewo reprezentuje trzecioświatowy aspekt Polski, wypierany przez społeczeństwo aspirujące do pierwszego świata? Dokąd jest bliżej z ronda de Gaulle’a? Do pierwszego świata czy na targany nacjonalizmami i religijnymi fundamentalizmami Bliski Wschód? To palma daktylowa, a nie bananowa, ale czy mimo to nie przywołuje idei „republiki bananowej”, krainy taniej siły roboczej, postkolonialnych kompleksów, patriarchalnej władzy o autorytarnych ciągotach, wszystkich tych tropikalizmów, które zaskakująco dobrze przyjmują się w naszym pozornie umiarkowanym, podobnym do zachodnioeuropejskiego klimacie

Zresztą klimat przecież się zmienia. Kiedy Rajkowska stawiała Palmę, pełzająca katastrofa klimatyczna była jeszcze dyskursem marginalnym, rozwijanym w kręgach ekologów, którzy nie byli w stanie przebić się ze swoimi alarmami do zbiorowej świadomości. Kiedy w grudniu 2002 r. Joanna Rajkowska montowała Palmę, trafił się wyjątkowo mroźny początek zimy; nocami temperatura spadała do minus 20. Dziś takie mrozy są w Polsce większą egzotyką niż bliskowschodnie upały, a Mazowsze pustynnieje. Po 18 latach ocieplania klimatu Palma nie wydaje się już tak nie do pomyślenia w polskim pejzażu jak na początku stulecia. W 2019 r. artystka tymczasowo wymieniła plastikowe liście na prawdziwe, ale martwe i suche. Palma stała się na chwilę rzeczniczką globalnej troski o przyszłość planety. Uschnięte drzewo wyglądało niepokojąco naturalnie i prawdopodobnie.

Palma przyciąga znaczenia, metafory, tożsamości. W 2007 r. założyła pielęgniarski czepek i protestowała razem z pielęgniarkami. W 2020 r. w jej cieniu odbywały się protesty Strajku Kobiet. Palma z Bliskiego Wschodu jest cudzoziemką i jest warszawianką. Jest Palestynką, Żydówką, i Polką.

*

„Na rondzie gen. Charlesa de Gaulle’a, w tym miejscu powinna stać choinka bożonarodzeniowa, bo to jest nasza tradycja chrześcijańska i powinniśmy ją kultywować” – mówił w wywiadzie udzielonym „Przyjaciółce” Lech Kaczyński, wówczas prezydent Warszawy. Kadencję w ratuszu rozpoczął 18 listopada 2002. Nie minęły cztery tygodnie, a na rondzie już stała Palma; jedna z pierwszych rzeczy, które wykiełkowały w mieście za tej prezydentury. „Palma wyrosła za zgodą poprzednich władz stolicy i po wygaśnięciu obowiązującej umowy zostanie zdemontowana, a pomysły tego typu nie będą nigdy akceptowane” – zarzekał się prezydent Kaczyński.

To, że Palma nie została zdemontowana, to oczywiście zasługa determinacji Joanny Rajkowskiej, wspierających ją osób i instytucji, ale również mieszkańców miasta: im dłużej stała, tym klimat w Warszawie bardziej jej sprzyjał. Palmie przybywało zwolenników, choć nigdy nie przekonała wszystkich. Lech Kaczyński nie był jedynym warszawiakiem, który nie lubił instalacji Rajkowskiej. Uważał tę pracę za coś obcego, ale akurat skojarzenie Palmy z choinką miał celne. Oba drzewa są wiecznie zielone, doskonale sprawdzają się w roli symboli życia. Z magią drzew jest podobnie jak ze sztuką – ani jednej, ani drugiej nie należy lekceważyć. Nie czynili więc tego ani chrześcijanie, ani wyznawcy pierwotnych europejskich wierzeń, które zostały przez chrześcijaństwo wymazane; kult drzew ma długie trwanie. Religie przemijają, drzewa rosną dalej – pod warunkiem, że się ich wszystkich nie wytnie – i mam przeczucie graniczące z pewnością, że miasta byłyby lepszymi miejscami, gdyby stawiać w nich mniej posągów narodowych bohaterów oraz bóstw, a więcej pomników palm, jesionów, buków, dębów i innych drzew. Drzewo, żywa oś łącząca podziemia ze światem ziemskim i z niebem, to potężny symbol. Praca Joanny Rajkowskiej część swojej mocy czerpie również z tych pierwotnych zasobów symbolicznych. Tak się złożyło, że 18 lat temu Palma pojawiła się w Warszawie w okolicach przesilenia zimowego. Szczodre Gody, Jul, Saturnalia, Boże Narodzenie – ten czas ma różne imiona. Jakkolwiek by go zwać, jest to czas najwyższy i najbardziej odpowiedni, by w najciemniejszych dniach zimy stanąć pod Palmą, najsłynniejszym warszawskim drzewem, i z tego miejsca życzyć Państwu wiele szczęścia w rozpoczynającym się roku.

Czytaj również:

Duch i gość
i
Widok wystawy „I Warren Niesłuchowski też tam był. Gość-inny”. Zdjęcie dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal
Doznania

Duch i gość

Czyli Inny
Stach Szabłowski

Znał wszystkich, nie mieszkał nigdzie. Za życia można go było spotkać wszędzie, a teraz – kiedy już nie żyje – na wystawie I Warren Niesłuchowski też tam był. Gość-inny w Fundacji Galerii Foksal.

Warren Niesłuchowski był gościem. Był duchem. Po angielsku lepiej to brzmi. Guest. Host. Ghost. Niesłuchowski uwielbiał gry słów, rymy, homonimy, kalambury. Z wyboru nie miał domu, ale czuł się zadomowiony w języku, w tekstach, w słowach. I w świecie sztuki, którego był nomadycznym obywatelem.

Czytaj dalej