W poszukiwaniu prawdy W poszukiwaniu prawdy
Przemyślenia

W poszukiwaniu prawdy

Dariusz Kuźma
Czyta się 5 minut

Bardzo dobrym serialem nie nazywamy – albo nie powinniśmy nazywać – tego, który ukazuje świat takim, jakim chcielibyśmy go postrzegać, lecz opisuje go w sposób zmuszający do zastanowienia, zapewniający inne punkty widzenia na rzeczy znane i akceptowane. A jeśli dany serial jest rzeczywiście świetny, może nawet skłonić do przyjęcia perspektyw, które wydawały się niegdyś niezrozumiałe, niepojęte. I nie ma w zasadzie większego znaczenia, że po zakończeniu oglądania utwierdzimy się jedynie we własnej wizji świata, chodzi o proces otwierania się na coś innego. Press, sześcioodcinkowy brytyjski serial o współczesnym dziennikarstwie balansującym na granicy reporterskiej rzetelności, marketingowej potrzeby i sensacyjnej rozrywki, nie ma w sobie nic wybitnego czy nawet oryginalnego. Przez większość czasu kroczy po śladach znacznie lepszych historii o dziennikarskim etosie oraz przekleństwach poszukiwania prawdy w świecie ją bagatelizującym. Jednak jest na tyle sugestywny i wielowymiarowy w opisywaniu różnych aspektów medialnej rzeczywistości, że wydaje się mieć tę właśnie moc zmiany punktu widzenia.

Głównymi bohaterami są redaktorzy, wydawcy, korespondenci i reporterzy dwóch brytyjskich dzienników – w pełni fikcyjnych, aczkolwiek czerpiących znacznie z prawdziwych wydawnictw – „The Herald” i „The Post”. Pierwszy tytuł jest znany z lewicowych przekonań, antysystemowości, walki o prawa maluczkich, a także rzetelnych informacji i tekstów sprawdzanych skrupulatnie pod kątem faktów. Drugi to typowy brukowiec posługujący się krzykliwymi nagłówkami, podrasowaną kontrowersją, skandalizującymi zdjęciami i różnymi innymi wizualnymi trikami, by zainteresować oko, niekoniecznie intelekt. Nietrudno się domyślić, który z dzienników lepiej się sprzedaje, a który stacza się na krawędź zapaści finansowej, jednakże twórcy Press pokazują na świetnie dobranych przykładach, że oba tytuły mają wiele wspólnego. Że pod pstrokatą formą można przemycić ważką treść, renomowany reporter z dekadami doświadczenia potrafi dorabiać fakty pod tezę, a dziennikarza z prawdziwego zdarzenia różni od brukowego pismaka czasami tylko umiejętność przyznania się do błędu i wypicia nawarzonego piwa, jakkolwiek gorzkie by ono było.

Szczególnie uwidacznia się to w dzisiejszych czasach, gdy cyfrowe przedłużenia znanych redakcji coraz częściej ulegają sensacyjnym tendencjom internetowej „demokracji”, w której ważniejsze od prawdy jest błyskawiczne wydawanie zero-jedynkowych opinii i okopywanie się na z góry ustalonych pozycjach. Press odnosi się do ewolucji zachodzącej na obszarach starych i nowych mediów, komentuje również intensywność przemian kultury konwergencji, ale nie podchodzi do tego jako do rewolucji myślenia, lecz jak do kolejnego aspektu funkcjonowania tradycyjnie pojmowanego dziennikarstwa. Brytyjski serial jest bowiem nade wszystko odą do przedstawicieli tego zawodu, którzy starają się negocjować własne ideały i talent do słów z wymogami niestabilnej rzeczywistości. Od czołówki serialu, w której drukowane wydania płoną żywym ogniem, po wielokrotne podkreślanie, że prawdziwe dziennikarstwo jest fizyczne – że polega nie na wysłaniu e-maila czy wyszukaniu informacji online, lecz spotkaniu twarzą w twarz z rozmówcą, spojrzeniu w oczy oskarżanej osobie, wyjeździe w teren, żeby poczuć miejsce i ludzi, o których się pisze.

Innymi słowy, Press jako serial jest stronniczy w ukazywaniu dziennikarskiego etosu, ale na całe szczęście jego twórcy, scenarzysta Mike Bartlett i reżyser Tom Vaughan, podeszli do tematu profesjonalnie i zanurzyli swoje przemyślenia w morzu moralnej szarości. Najlepiej widać to na przykładzie etycznej dychotomii odczuwanej przez postaci – a wraz z nimi widza – przy okazji przekreślania karier potencjalnie porządnych osób. Dziennikarze „The Herald” doprowadzają do dymisji rozsądną i wrażliwą dyrektorkę szpitala, uważając, że ich zadaniem jest nade wszystko informować społeczeństwo, a decyzje kobiety naraziły ludzi na ryzyko. Z kolei redaktor naczelny „The Post” skandalizującymi zdjęciami sprzed trzech dekad zmusza do rezygnacji z rządowego stanowiska uczciwą polityk walczącą aktywnie o prawa kobiet w Wielkiej Brytanii. Niby diabeł tkwi w szczegółach, gdyż drugi przypadek jest przedstawiony w znacznie bardziej jaskrawy sposób, ale w gruncie rzeczy obie sytuacje zmuszają do refleksji. Choćby nad tym, gdzie leżą granice tego, co wolno i co zakazane w przestrzeni publicznej, oraz kto je wyznacza.

„Zacznij się martwić, gdy zobojętniejesz” – ostrzega w pewnym momencie jedna postać drugą, a w tych pięciu słowach kryje się cała wartość Press. Nie tylko jako opowieści o dziennikarskiej powinności i integralności w czasach emocjonalnej dosłowności, ale także serialu o świecie, który przestał zauważać różnicę między prawdą a rozrywką, między poznawaniem otaczającej rzeczywistości a ucieczką od jej szarości w barwną ułudę. Nie ma tu krystalicznie czystych postaci, każdy ma coś na sumieniu – choćby tylko lenistwo myślowe czy rozmienianie talentu na drobne – a efektowne czarne charaktery z dziennikarskiego świata okazują się w życiu osobistym ludźmi zagubionymi. Pozytywne wrażenie nieco psuje nachalny emocjonalnie i fabularnie finał, sięgający chwilami tabloidowej stylistyki i otwierający niepotrzebnie furtkę do kontynuacji, mimo to Press pozostaje inteligentnym, wielowymiarowym serialem, który ma faktycznie coś do powiedzenia. Rzecz jasna nie tylko w kontekście brytyjskiej rzeczywistości medialnej, tę historię bardzo łatwo odczytać na poziomie amerykańskim, francuskim czy polskim. Warto się zmierzyć.

 

Czytaj również:

Policjant i prawnik na tropie Polski Policjant i prawnik na tropie Polski
Przemyślenia

Policjant i prawnik na tropie Polski

Dariusz Kuźma

Sporo dobrego mówiło się w tym roku o polskich „serialach premium”, o Kruku, Rojście, Ślepnąc od świateł. Że to niewolne od problemów i dyskusyjnych rozwiązań, ale świetnie zrealizowane, intrygujące opowieści z ambicjami. O tym, że po wielu latach czekania oraz licznych bolesnych zawodach być może doczekaliśmy się serialowej hossy. I że za kilka lat będziemy wspominać czasy, w których Wataha czy Pakt były wyjątkami od reguły, jako preludium dla naszej małej, lokalnej „złotej epoki telewizji”. Wyrokować na razie nie sposób, co przyniesie rok 2019, jeszcze nie wiemy, ale nie można było wyobrazić sobie lepszego podsumowania sezonu niż 1983. Pierwsza oryginalna polska produkcja Netflixa, wprowadzająca do rodzimego serialu szalenie popularny na Zachodzie motyw alternatywnej wersji historii, bywa chaotyczna i toporna, chwilami szeleści papierem i nie jest w stanie udźwignąć ciężaru własnych pomysłów – to fakt. Ale i tak bije na głowę dziesiątki rodzimych i zagranicznych produkcji, które oferują głównie glamouryzację życia i rzeczywistości, nachalnie sugerując, że są czymś więcej niż w rzeczywistości.

O meandrach fabuły 1983 nie warto rozpisywać się ponad to, że lwia część akcji rozgrywa się w alternatywnej wersji roku 2003, 20 lat po atakach bombowych, które pomogły Polkom i Polakom zjednoczyć się przeciwko sowieckiemu zaborcy oraz oswobodzić z jego żelaznego uścisku. Nowe władze wykorzystały otrzymane od obywateli wotum zaufania, by wprowadzić Polskę na drogę ekonomicznej i technologicznej prosperity – w świecie przedstawionym nie było transformacyjnej zapaści lat 90., jesteśmy partnerem dla mocnych światowych gospodarek, a stworzone przez polskie umysły cyfrowe narzędzie komunikacyjne ma zostać sprzedane do Ameryki, służąc za prototyp smartfona. Kosztem gospodarczego boomu było ograniczenie wolności jednostki, która ma znaczenie do chwili, gdy zaczyna zadawać zbyt wiele pytań. Rzeczywistość egzystowania w alternatywnej Polsce nie sięga czarnych wizji Orwella, ale jest na dobrej ku temu drodze. Dwóch mężczyzn – cyniczny policjant z żyłką idealizmu i naiwny student prawa – trafia na trop, który rzuci nowe światło na tę nową, wspaniałą Polskę.

Czytaj dalej