Co roku więcej wokół niej kontrowersji niż zachwytów. Nie jest jasne, czego właściwie chciał Alfred Nobel, ustanawiając wyróżnienie dla tych, którzy budują braterstwo narodów. Ani jak to się stało, że anonimowa grupa norweskich polityków zawładnęła tą dobroczynną ideą.
Wieczorem 27 listopada 1895 r. Alfred Nobel, przebywający wówczas w Paryżu, spisał swój testament. W kluczowej części ostatniej woli poinformował, że niemal cały ogromny majątek przeznacza na fundusz, z którego „odsetki będą corocznie rozdzielone w formie nagród osobom, które w ubiegłym roku uczyniły najwięcej dla dobra ludzkości”. Nobel uznał, że laureatów w poszczególnych dziedzinach wiedzy powinna wskazywać Szwedzka Królewska Akademia Nauk. Wyjątek uczynił dla kogoś, kto „dokonał rzeczy najlepszej lub najwięcej przyczynił się do braterstwa pomiędzy narodami i znoszenia lub ograniczenia istniejących armii oraz do zwoływania i rozpowszechniania kongresów pokojowych”. Taką osobę każdego roku miała wskazać komisja składająca się z pięciu osób wybieranych przez Storting, czyli norweski parlament.
Do dziś autorzy biografii wynalazcy dynamitu, posiadacza 354 innych patentów i współudziałowca koncernu naftowego Branobel spierają się, co kierowało Noblem, gdy ustanawiał nagrodę pokojową. Komisja, którą Storting powołał i nazwał Den Norske Nobelkomite (Norweski Komitet Noblowski), od początku swojej działalności głosi, że na decyzję szwedzkiego milionera wpłynęła jego długoletnia przyjaciółka, a sławna pacyfistka hrabina Bertha Sophie Felicitas Freifrau von Suttner. Zwolennicy mniej oficjalnego wytłumaczenia przytaczają anegdotę, jak