Chciałbym napisać wiersz o swoim kocie,
Ale wierszy o kotach powstało już krocie.
Gdyby je zebrać razem – gigantyczna sterta.
Mamy, prawda, Rilkego, Szymborską, Herberta
(To proza poetycka, ale też się łapie).
Więc jak ja mam napisać o uszku czy łapie
po Rymkiewiczu, Blake’u (tamten o tygrysie,
Lecz to też kot, tylko duży). Już pot perli mi się
Na czole (nawet ten rym ostatni był już w „Tygrysie” Brzechwy).
I po co pisaliście tyle o kotach? Ech, wy
Poeci, czy wiecie, jak straszne to dla mnie obciążenie?
Gdy zaczynałem pisać, myślałem sobie, że nie
Potrwa to długo, a proszę: zaczynałem w zimie,
Jest lato, wiersz niegotowy. No bo po Tuwimie?
Jachowiczu? Petrarce? Konopnickiej? Eliocie?
No dobra, nie napiszę chyba wiersza o kocie.
Zamiast tego pomacham mu paskiem od szlafroka
(Przyczaił się na szafce i skoczył z wysoka
Na ten pasek), popatrzę, jak je (strasznie mlaszcze),
A potem
Go
Pogłaszczę.